Wiersze H. Trybenek
KŁAMSTWO
To nie bajeczka, to prawda szczera,
Nie mam nigdy swojego przyjaciela.
Czy kłamstwo duże czy małe,
Kłamstwem zawsze pozostanie.
Dobrych przyjaciół na świecie mało,
Jeśli cię szczęście takie spotkało,
Że ktoś oddany stoi przy tobie,
Pomyśl – gdy kłamiesz – czy dobrze robisz?
Bo każde kłamstwo zawsze doskwiera
I łatwo stracić przyjaciela.
Żyjmy w prawdzie i w przyjaźni,
By nawzajem się nie drażnić.
GWIAZDA
Mam ja swoją gwiazdę,
Która co noc świeci.
Świeci dla mnie
I dla moich dzieci.
Nie ma takiej nocy
Byś nie była w oknie,
Czy Halinka śpi?
I czy jest spokojnie.
Póki gwiazdko świecić
Dla mnie będziesz,
Ja bardzo szczęśliwą
Zawsze wszędzie będę.
LAS
Jaki piękny jesteś lesie,
Pozłociła cię ta jesień.
Nawet szron na mojej głowie
nie dorówna złotu tobie.
Pięknie w lesie i nie szaro,
Bo ci lesie złoto dano.
A mnie jesień głowę szroni.
Też jest piękna na jesieni.
Ty masz lesie tę nadzieję,
że na wiosnę zzieleniejesz.
Mnie przybędzie latek wiele,
A na wiosnę jeszcze bardziej posiwieję.
Ładny las jest w złotych liściach,
co szeleszczą pod stopami,
A mnie pięknie w siwych włosach,
Co się srebrzą na mej skroni.
KRZYŻ
Wśród pól droga polna,
A pod lasem przy tej drodze
Krzyż zmurszały stoi sobie.
A pod krzyżem mały szaniec,
poległ kiedyś tu powstaniec.
Na tym krzyżu są wyryte
też zmurszałe jakieś słowa.
Jakby całość męki swojej
Tu powstaniec schował.
Bukiet chabrów ci położę,
Tu na twojej mogile.
Za twą śmierć i bohaterstwo
Pamięć nie zaginie.
WAZON
W pokoju na stole,
Zasuszone kwiaty w wazonie.
Bo już lato się skończyło,
A z kwiatami zawsze miło.
Jest ich wiele i przeróżne,
Nawet zasuszone róże.
Jest też trzcina i czeremcha,
Także pachną – można wąchać.
A jak pięknie jest w pokoju,
Gdy w wazonie kwiaty stoją…
Choć jesteście zasuszone,
To was kocham w tym wazonie.
DRZEWA
Zobacz kochanie –
Jak się drzewa jesienią rozbierają.
Już tylko gdzie – gdzieniegdzie
Listeczki mają.
Nie chcą ich wszystkich
upuścić na wietrze.
Jakby przykrywały
Intymność swą jeszcze.
Jakby się wstydziły
Obnażyć do końca.
Jakby wierzyły
W to ciepło od słońca.
Ale drzewa drogie
Zima się szykuje.
Białe nowe szaty
Wszystkim podaruje.
Przyjdziemy, kochanie,
popatrzeć na zimę,
jak zima utuli
Drzewa w swą pierzynę?
CZARNE PTAKI
Czarne ptaki świtem lecą
Tuż przy moim oknie.
Czy pogoda – piórka suche,
czy fraczek im zmoknie.
A mnie budzi szelest skrzydeł
I to ich krakanie.
Myślę sobie, czy to pora
na moje wstawanie?
I tak jest już od lat wielu,
Budzą mnie ptaszyska.
Powtarzają swe krakanie,
Wstawać pora przyszła.
Same lecą gdzieś do lasu,
gdzie jest żerowisko.
Ja przeciągam się na łóżku.
Mam lodówkę blisko.
Ale to co jest niemiłym,
Miłym czasem bywa.
Kiedy patrzę na wschód słońca,
jak dzionka przybywa.
MOJE SŁABOŚCI
Jestem zmienna, niecierpliwa,
Tak to zawsze ze mną bywa.
Nim pomyślę, to już powiem.
Szybko wszystko zawsze robię.
Niecierpliwe nerwy moje,
wtedy dwoję się i troję.
A psychika taka słaba,
Nawet mówić nie wypada.
Ja Halinka wam to mówię,
Nie jest ze mną aż tak źle.
Tacy ludzie serce mają
I ciebie, co czytasz, bardzo kochają.
CHANDRA
W mym mieszkaniu smutno dzisiaj.
Chandra do mnie przyszła.
I jak zadra w sercu siedzi,
Do głowy coś bredzi.
Tak mi dziurę robi w głowie,
Że posiedzi ze mną sobie.
A mnie z żalu serce pęka.
Ach, ta chandra to udręka.
Cóż mam zrobić, żal przenika,
Chociaż bym nie chciała.
Jak wystraszyć mam tę chandrę
Żeby uciekała.
To uroki samotności,
Że serce żal ściska.
Może dobrze jest popłakać,
Skoro chandra przyszła.
MÓJ GRZECH
Grzechem moim, co mnie męczy –
Wątpliwości, w Wszystkich Świętych
Wiara moja też maleje,
Gdy się bardziej tak starzeję.
A naprawdę tak nie myślę,
By coś zmienić w mym umyśle.
Jestem jedną spośród ludzi,
Co wątpliwość taką budzi.
Więc przepraszam Wielki Boże,
Że tak myślę nieraz sobie.
Przecież bardzo kocham Ciebie,
Ja też świętą chcę być w niebie.
Bo ta starość przykra bywa,
Nie chcę więcej rozpatrywać.
Wierzę bardzo Boże Panie,
W Wszystkich Świętych obcowanie.
WIERNOŚĆ
Życie i miłość od Boga dane,
Kto w to wierzy, mój przyjacielu,
Z miłością zawsze dojdzie do celu.
A kto na palcu
pierścień ma złoty,
Musi strzec zawsze
Małżeńskiej cnoty.
I być do końca pełen wiary.
Choć sto lat miałbyś
I byłbyś stary.
Bo chociaż kiedyś niespodziewanie
przyjdzie to smutne nasze rozstanie,
Spoglądać trzeba w niebo oczyma
I tej wierności trzeba dotrzymać.
MIŁOŚĆ
Twa miłość jak mgła
ścieli w pamięci myśli.
I jak zły sen
dręczy i dręczy.
Uwolnić się
Od niej nie mogę.
Pozwalam ci
Miłości ma
Brać wszystko
Co moje.
Więc rozchmurz
Myśli me
I nie bądź mgłą,
Ale prawdziwą
Miłością moją.
BEZDOMNI
Siedzę w domu i rozmyślam,
Głupie myśli rozum cisną.
Bo jak żyć w spokoju błogim,
Kiedy los jest taki srogi.
Lubię wstawać skoro świt
No i widzę polski byt.
Jak bezdomny się przemyka,
Szuka jadła po śmietnikach.
Jeden coś wygrzebał w śmieciach,
Już w kolejce drugi czeka.
Głód i zimno bracie tobie,
Szukaj – może znajdziesz coś dla siebie.
Za komuny panem byłeś,
W dobrobycie sobie żyłeś.
Nikt nie stanie dziś w obronie,
Jesteś słaby, więc utoniesz.
MUCHA
Weszła mucha
Do mieszkania.
Myśli – zimę spędzę
Tutaj sama.
Wlazła cudem
W szparę okna.
No śpi…
Mucha wygodna.
Lecz niedługo
Będą święta.
Mycie okien,
Będę sprzątać.
Wtedy dorwę
Cię poczwaro
I rozgniotę
Podła maro.
Możesz schować
Się w oborze.
Lecz nie w domu,
Broń cię Boże.
Ja tu rządzę
Na tym świecie.
Z życiem w domu,
nie ujdziecie.
inne wiersze kliknij